wtorek, 4 listopada 2014

Glock M81


Jak widać był troszeczkę używany.
Witajcie po dość długiej przerwie od pisania (niestety święta i bardzo "miła" Pani w dziekanacie uniemożliwiły mi pisanie).

Dziś powiem co nieco no nożu Glock M81.

Tak więc zacznijmy od podstawowych parametrów:
  • stal węglowa + polimer
  • twardość 55HRC
  • długość 290mm
  • długość ostrza 165mm
  • grubość ostrza 4mm
  • waga 206g.
  • kraj pochodzenia Austria


To tyle od producenta. Teraz trochę ode mnie:
  • Poprzez zastosowanie stali węglowej ostrze łatwo może zardzewieć. Szczególnie narażone są miejsca, w których została zdarta powłoka ochronna oraz krawędź tnąca.
  • Będąc przy powłoce należy stwierdzić, że łatwo się ściera podczas użytkowania. Dodatkowo producent informuje, iż powłoka jest nieodblaskowa, z czym niestety nie mogę się zgodzić błyszczy się jak psu jajca na Wielkanoc.
  • Nóż ten jest wytrzymały, spokojnie nadaje się do batonowania i prac precyzyjnych.
  • Piła w tym egzemplarzu jest według mnie zupełnie bez sensu. Nie dość że dostajemy nienaostrzoną piłę, którą nic nie przepiłujemy, to jeszcze nie ma zbytnio możliwości naostrzenia jej.
  • Rękojeść i pochwa jest wykonana z dość wytrzymałego polimeru. Jedyną wadą pochwy jest zapięcie ciężkie do otwarcia jedną dłonią. Rękojeść jest bardzo wygodna aczkolwiek ślizga się w spoconej/mokrej ręce.
  • Jelec wykonany został z tej samej stali co ostrze. Oprócz głównej funkcji -zapobieganiu ześlizgnięcia dłoni na ostrze- posiada jeszcze bardzo przydatna (dla studenta) funkcję  otwieracza do butelek. Oczywiście można też znaleźć inne zastosowania dla tego elementu noża, np. haczyk do zdjęcia menażki z ognia.



Moje ogólne zdanie o tym nożu jest pozytywne szczególnie przy cenie ok.200zł. Jednak polecał bym inne noże do zadań survivalowo-bushcraftowych.


sobota, 1 listopada 2014

Improwizuj - 3

Scenariusz
(Wycieczka górska)


Założenia: 
  1.  Poszedłeś w wysokie góry..
  2. Chodziłeś po nieuczęszczanych/zapomnianych szlakach.
  3. Niema zasięgu w telefonie.
  4. Planowałeś wędrówkę jednodniową.
  5. Złamałeś rękę.
  6. Pogoda w górach zmienia się z minuty na minutę.
Dysponujesz: 
  1. Zawartością plecaka:
    • ł butelki wody
    • kurtka przeciw deszczowa
    • krzesiwo
    • mini apteczka
    • 4 kawałki gorzkiej czekolady
    • papierki po kanapkach
  2. Telefonem ze słuchawkami i pełną baterią.
  3. Polarem.
  4. Podręcznym folderem.
  5. Aparatem.
  6. Lornetką.



Co robisz?

Sorry za opóźnienie ale święto dzisiaj wypadło.

piątek, 24 października 2014

Improwizuj - 2

Scenariusz 2
(Samochód)


Założenia: 
  1. Jesteś na totalnym pustkowiu w samochodzie powiedzmy klimat umiarkowany.
  2. Nie ma zasięgu w telefonie.
  3. Jest lato.
  4. 150km do najbliższych siedlisk ludzkich.
  5. Benzyna się skończyła
  6. Nie uczęszczana trasa
Dysponujesz: 
  1. Tym co mieści się w samochodzie.
  2. Telefonem ze słuchawkami i pełną baterią.
  3. Trzema kanapkami i dwoma kabanosami.
  4. Podręcznym folderem (dla niewtajemniczonych: nóż składany).
  5. Jesteś osobą palącą i masz 4 papierosy i zapalniczkę.



Co robisz?

czwartek, 23 października 2014

O nas


Ostatnio obiecałem, że stworzę post pt. „O nas”, tak więc do dzieła:



 
Nazywam się Piotr Bistroń, urodziłem się w 1994 roku w stolicy pięknej krainy zwanej Warmią. Od maleńkości rodzina (głównie tata i mój mentor dziadek) zapoznawała mnie z naturą. Po dziś dzień pamiętam jak się cieszyłem gdy jechałem do dziadka i wiedziałem, że pójdziemy na długi spacer do lasu. Zazwyczaj towarzyszył nam pies (a właściwie suka), wabiła się Luna. We trójkę potrafiliśmy godzinami spacerować po lesie, w tym właśnie czasie dziadek uczył mnie jak się posługiwać scyzorykiem, jak rozpoznawać gatunki drzew, jak zrobić dzidę czy łuk i czasami pozwalał „jeździć” na Lunie (rottweiler).

Pamiętam też, że gdy tylko mocniej podrosłem co niedziele chodziłem z rodzicami na długie spacery. Tak więc rodzina zadbała bym spędzał dużo czasu z naturą, Do dnia dzisiejszego mamy tradycję: na święta Bożego Narodzenia i na nowy rok rodzinnie palimy ognisko. Ta tradycja obowiązuje każdego członka rodziny, nikt nigdy nie mógł opuścić rodzinnego spaceru po objedzie zakończonego ogniskiem (nawet mój pradziadek ledwo chodząc brał udział w tym spacerze). To właśnie na takich spacerach nauczyłem się rozpalać ogniska, wyszukiwać suchych gałązek w zimie czy po deszczu. Nie raz dziadek pokazywał mi nowe metody rozpalania ognisk na przykład czasami zabierał lupę i korę brzozową i tym rozpalaliśmy ognisko. Czasami tak się z tego cieszyłem, że potrafiłem przez pół spaceru ciągnąć gałąź bo przyda się do ogniska :).

Później nastąpiły czasy edukacji i już nie było tyle czasu na obcowanie z naturą jednak staraliśmy się chodzić na spacery, zbliżać do natury. Szybko z powodu braku tej bliskości z naturą zapisałem się do harcerstwa gdzie dalej integrowałem się z naturą i kształtowałem swój światopogląd. Nazwy pierwszej drużyny nie pamiętam ale tyła to chyba 206 Olsztyńska Drużyna harcerska imienia 303 batalionu bombowego imienia... niestety ta drużyna niezbyt mnie zadowalała gdyż spotkania odbywały się głównie w mieście w harcówce. Dlatego też później przeniosłem się do najlepszej drużyny: 55 Olsztyńska Drużyna Harcerska „Dżed” im. Strażackiego Ruchu Oporu „SKAŁA” niestety i tą drużynę musiałem opuścić gdyż kadra rozjechała się na studia. Automatycznie zostałem przeniesiony do Apejronu (pełnej nazwy nigdy nie zapamiętałem). Tam poznałem chłopaków z podobnymi wymaganiami do moich. Stworzyliśmy zastęp „Sparta” w którym zajmowaliśmy się głównie survivalem i paramilitarką. Mimo zmian drużyny i odejścia z harcerstwa (zawsze kazali nam siedzieć i śpiewać piosenki a my woleliśmy pójść do lasu i w ciszy zrobić ognisko) trzymaliśmy się razem. Po odejściu z drużyn harcerskich (harcerzem jest się całe życie więc nie odeszliśmy z harcerstwa)wstąpiliśmy do Ligi Obrony Kraju tworząc Sportowo Terenowo Obronną Drużynę Ligi Obrony Kraju „Sparta” (w skrócie 100 Lok Sparta). Niestety znowu z powodu wieku, w którym trzeba rozpocząć nauczanie przyszłego zawodu rozjechaliśmy się po całym świecie.

I to właśnie wtedy zrodził się pomysł stworzenia grupy survivalowej. Na początku była Warmińsko-Mazurska grupa survivalu ale z powodu zbytniego zainteresowania polityką drugiego administratora opuściłem tą grupę (ludzie potrafią być dziwni, jesteś jedyną osobą organizującą cokolwiek w grupie a i tak jest źle, nie przychodzisz na spotkania narodowców to też nie jesteś survivalowcem bo „prawdziwy survivalowiec to patriota” który musi uczęszczać do narodowców).

Zniesmaczony tym zjawiskiem doszedłem do wniosku, że trzeba stworzyć coś wolnego od świata polityki. I tak powstała nasza grupa Ursus – Polish Survival Group.




I niedawno dołączył do mnie Jędrek Kalata ten sam rocznik co ja.
Poznaliśmy się poprzez wspólną pasję jaką jest nurkowanie. Jak się później okazało Jędrek też dzięki swoim rodzicom od małego integrował się z naturą, jeździł w Bieszczady, ruszał pod namiot do pobliskiego lasu. Podczas wędrówek do lasu Ojciec zawsze miał ze sobą aparat i tak zrodziła się kolejna z jego pasji, czyli fotografia. Tak mijały mu lata szczenięce, aż do przeprowadzki na studia kiedy to razem ze Szwagrem założyli małą działalność fotograficy.pl zajmująca się fotografowaniem imprez okolicznościowych jak i typowymi sesjami zdjęciowymi. Dzięki czemu "Ursus" zdobył fotografa i zapalonego survivalowca.







To teraz może trochę o samej grupie. Tworzyłem ją z zamysłem  zrzeszenia/współpracy wielu mniejszych jednostek. Tak więc współpracujemy z Człowiekiem z Bushu, 
szkołą survivalu w Skierniewicachi innymi. Dodatkowo współpracujemy z licznymi manufakturami, dzięki którym realizujemy różnego rodzaju projekty. Właśnie dzięki tej współpracy możecie
u nas zakupić noże (dostosowane do każdego z was). Na razie są projektowane i testowane kolejne produkty ale o tym dowiecie się w odpowiedniej chwili (jak już
będą dostępne).

piątek, 17 października 2014

Improwizuj - 1

Witajcie dzisiaj rano wpadłem na pewien pomysł. Mianowicie stworzenia gry survivalowej nazywać się ona będzie "Improwizuj.

Zasady:
Co tydzień w sobotę rano (lub piątek w nocy) będę publikował w zakładce GRA nowy post zawierający kolejne, coraz trudniejsze, wymagające improwizacji scenariusze.
Waszym zadaniem jest napisanie w komentarzu (oczywiście na blogu) jak byście postąpili w takiej sytuacji.
Komentarze te zostaną ocenione w skali 1-10 i skomentowane.

Nagroda:
Na razie nagrodą jest poczucie dumy jaką odczujecie dostając 10 punktów.
Możliwe, że później powstanie jakaś materialna nagroda.




Scenariusz 1
 (Dom)
Założenia:
  1. Jesteś w domu.
  2. Jest zima, zasypane śniegiem drzwi.
  3. Jak się okazuje odcięli ci w domu gaz, prąd i wodę (przez mroźną zimę popękały rury i poobrywały się kable).
  4. Musisz przetrwać jeszcze 4 dni  zanim podłączą media.
Dysponujesz:
  1. Umeblowaniem domu.
  2. Pustą lodówką, i 2 słoikami lecza w piwnicy.
  3.  Pozostałościami po wczorajszej imprezie.
Co robisz?


środa, 15 października 2014

Kontakt




e-mail:
ursus.survival@gmail.com 
Facebook:
https://www.facebook.com/surwiwaloweforumdyskusyjne






Piotr Bistroń:
kom. 669 840 555








 


Jędrzej Kalata :
kom. 502 241 261









Jako, że jeszcze jesteśmy studentami nie posiadamy siedziby grupy.

niedziela, 12 października 2014

Picie Moczu- kontrowersje

Od pewnego czasu męczy mnie pewne zagadnienie i chciałbym prosić Was o wypowiedzenie się w tej kwestii w komentarzach.

Na pewno większość z was widziała odcinek "Szkoły przetrwania" prowadzonej przez Bear Grylls'a, w którym to będąc na pustyni nasikał do skóry węża i wypił to by się nie odwodnić. Oglądając w późniejszym czasie "Dwa oblicza survivalu" (czy jakoś tak, nie pamiętam dokładnie tyle się tych programów teraz narobiło) też specjaliści też poruszali tą kwestię jeden był za piciem moczu drugi przeciw. Czytając różne podręczniki survivalowe można też się spotkać z różnymi postawami wobec tego dylematu.

Dzisiaj chciałbym się Was zapytać co sądzicie o tym problemie?
Czy powinno się pic mocz by uniknąć odwodnienia?
Proszę uzasadnijcie swoje poglądy.Odpowiedzi udzielcie w komentarzach pod postem.


Edit. ten post stał się inspiracją dla mojego kolegi zapraszam na jego bloga.

sobota, 11 października 2014

Poncho od Helikon-Tex

Ponch od Helikon-Tex w maskowaniu wz.93
Długo milczałem więc szybko napiszę recenzję mojego poncho przed wyjściem do lasu, gdzie mam zamiar przygotować materiał do kolejnych postów.

Tak więc poncho dostajemy spakowane w worku w tym samym maskowaniu. Worek ma wymiary 140x220mm i po włożeniu do środka peleryny (nazywajmy po polsku) jest jeszcze na tyle dużo miejsca by móc skompresować jego wymiary o jakieś 10 cm.
Wymiary spakowanej peleryny są wielkości mojej dłoni.
To tyle o opakowaniu teraz przejdźmy do sedna. Peleryna złożona na pół ma wymiary 1100x1440mm więc niższym osobą będzie sięgać do kolan (mi sięga tylko do ud, co widać niżej).
Peleryna dwu metrowej osobie sięga tylko do ud.
Jeszcze widok z tyłu.
Jeśli chodzi o jej odporność na wodę, to jest na nią odporna. Niestety gdy mamy zapięte boki peleryny działa ona jak sauna i mimo, że chroni nas przed deszczem to pocimy się w niej mocno. Czasami jak nosiłem ją dłużej niż pół godziny to już wolałem ją zdjąć bo i tak byłem mokry a pod peleryna było jeszcze gorąco. By uniknąć tego zjawiska gdy używam tej peleryny nie zapinam boków i chodząc w deszczu co jakiś czas macham nią na boki by "przewietrzyć się" i trochę schłodzić.

Dobra już pomarudziłem, to teraz przejdźmy do przyjemniejszych aspektów użytkowania. Jak dla mnie ta peleryna jest idealna na improwizowane schronienie. Jej wymiary, 1440x2200mm, nawet mi pozwalają się położyć pod nią i mam nawet 20cm luzu (lecz nic nie zastąpi  mojej ukochanej plandeki 2x3m, z której nawet hamak sobie zrobię). Zrobienie z tej plandeki improwizowanego schronienia jest dziecinnie proste dzięki zamieszczonych na jej krawędziach otworach, przez które wystarczy przeciągnąć linkę. Dzisiaj nie napisze jak szybko przygotować takie schronienie bo to materiał na inny post.

Otwory zabezpieczone są metalowymi kółkami.
Dodatkowo kaptur można podwiesić wyżej za pomocą linki w nim umieszczonej.
Sorry ale do zdjęcia pozwoliłem sobie przytrzymać linkę nie przywiązując jej.
Jednak osobiście wolę wykorzystywać kaptur i pelerynę do zbierania wody pitnej.

Co do wytrzymałości tego produktu to mogę powiedzieć tyle, że używam go już około cztery lata i nic mu się nie dzieje. Używałęm w Tatrach, w Warmińskich lasach, na fiordach w Norwegi i nic mu się nie stało.

Na zakończenie powiem, że kosztuje około 80 złotych. Czy opłaca sie kupować takie poncho za taka kwotę? To już oceńcie sami. Ja kupiłem i używam do dziś.

wtorek, 30 września 2014

Pozyskiwanie wody w klimacie umiarkowanym

W Polsce występuje wiele źródeł wody.
Polska leży w klimacie umiarkowanym i dzisiaj skupimy się na pozyskiwaniu wody w tym właśnie rejonie świata.
Każdy z nas zapewne bywał w lesie i nie raz zaobserwował wodę w postaci kałuży, bagna, jeziora czy strumienia. Oczywiście takiej wody nie powinno się pić bez przegotowania czy chociaż przefiltrowania (najlepiej najpierw przefiltrować a potem przegotować).
Jednak bliżej poznając las jesteśmy w stanie znaleźć źródła wody zdatnej do picia.
  •  Bardzo prostym sposobem jest zbieranie deszczówki wystarczy nam do tego jakieś poncho, torba plastikowa czy liście. Wystarczy skierować deszcz do naczynia. Aby to zrobić trzeba rozciąć plastikową torbę by jak największy strumień deszczu na nią padał i jej koniec skierować do naczynia, by woda tam spływała. Ja zazwyczaj używam kubka i poncho połączonych w następujący sposób:
Rozwieszam poncho na jak największej powierzchni z kapturem do dołu.
W kapturze przywiązuje (szczelnie) kubek.

I zbieram wodę.
 Niestety wadą takiego rozwiązania jest nie zawsze występujący deszcz.
  •  Innym fajnym sposobem pozyskania wody, który prawie zawsze jest skuteczny, jest torebka transpiracyjna.


Aby ją stworzyć wystarczy nam worek foliowy najlepiej czarny (gdyż pochłania promienie świetlne przyśpieszając proces parowania wody z liści). Gałąź, najlepiej z dużą ilością liści, wkładamy do worka, zawiązujemy jego koniec na gałęzi i obciążamy jeden róg worka by w nim zbierała się woda.
Niestety ta metoda jest bardzo czasochłonna i przywiązuje nas do jednego miejsca. Często jeżeli wiem, że gdzieś będę siedział dłużej, wkładam do środka przewód od kroplówki i stosuje go jako słomkę. Dzięki temu zabiegowi torebka nie jest jednorazowa i mogę jej używać przez dłuższy czas.
  • Inna metodą polegającą na tym samym zjawisku ale zapewniającą nam mobilność jest torebka roślinna. Po prostu do worka wkładamy zielone liście i go zawiązujemy. Tak przygotowany worek przymocowujemy do plecaka i w czasie marszu woda z tych liści będzie parować osadzając się na torbie foliowej. Tak pozyskana woda nadaje się bezpośrednio do picia.
  • Kolejnym sposobem jest destylator słoneczny. Polega on też na zjawisku parowania wody tylko tym razem z ziemi. Wystarczy wykopać dół wstawić do niego naczynie i przykryć folią. Nad naczyniem trzeba położyć obciążenie by woda skapywała do naczynia. Do dołu można jeszcze włożyć ścięte gałęzie by uzyskać więcej wody.
Jak na razie zaprezentowałem możliwości pozyskania wody zdatnej do picia w lato, natomiast w zimę jest to o wiele łatwiejsze wystarczy znaleźć śnieg odgarnąć górną warstwę i wsadzić go do naczynia. Później wystarczy podgrzać śnieg lub wsadzić go na chwilę pod kurtkę.

niedziela, 14 września 2014

KONKURS


Do wygrania jest "PODRĘCZNIK PRZETRWANIA DLA SIŁ SPECJALNYCH" napisany prze CHRIS'a McNAB.



A teraz sposób osiągnięcia tej nagrody (przepraszam ale nie jest dla wszystkich, lecz przyświeca temu szczytny cel):
1. Trzeba polubić nasza stronę Ursus- Polish Survival Group.
2. Trzeba udostępnić ten post na swojej tablicy (post).
3. Oraz oddać krew w jakiejkolwiek stacji krwiodawstwa i w wiadomości do nas przesłać zdjęcie zaświadczenia o oddaniu krwi.

Akcja trwa do końca roku 2014
1 stycznia 2015 zostanie wylosowana jedna osoba która dostanie tę książkę.

sobota, 13 września 2014

Kuchenka Ekspedycyjna mod.04 ver. 2.0.

Po pierwszym poście nadszedł czas na kolejny, dzisiaj zrobimy małą recenzję kuchenki ekspedycyjnej mod.04 ver.2.0 od SurvivalTech.

Kuchenka Ekspedycyjna mod.04 ver. 2.0.




Tak więc zacznijmy od parametrów. Waga kuchenki to jedyne 249g, zrobiona jest ze stalowej blachy o grubości 0,7mm, wymiary jednego boku kuchenki to 149x107mm.



Składa się z pięciu blaszek: 3 takich samych ścianek bocznych, ścianki przedniej z otworem na dokładanie paliwa i dna zaczepianego na bocznych ściankach. Ostatnio producent do każdej kuchenki dołącza pokrowiec (niestety ja kupowałem jeszcze bez pokrowca ten po prawej został zrobiony przeze mnie w 4 minuty).
















Tak wygląda już złożona kuchenka.



A teraz czas na kilka słów o tej maleńkiej kuchence.
Jest bardzo kompaktowa, nosić można ją w prawie każdej kieszeni. Nosiłem w spodniach, kieszeniach dopinanych do pasa czy nerkach. Dzięki jej małym wymiarom i wadze można nosić ją wszędzie. Nawet przy silnym wietrze można łatwo ją rozpalić. Dziurki są zrobione tak, że nawet silny wiatr nie zdmuchnie nam rozpalającego płomienia. Jedyne co mi w niej przeszkadza to za mały otwór z przodu więc trzeba palić dość małymi gałązkami lub większe wrzucać od góry. Pół litrowy kubek wody doprowadziłem do wrzenia już w 10min. Trzeba też wspomnieć o jej wytrzymałości ustawiona odpowiednio, na w miarę płaskim terenie wytrzymała nawet jak na niej stanąłem. Więc mimo małej wagi i wielu otworów jest bardzo wytrzymała.
Dodatkowym atutem tej kuchenki są otwory w "nóżkach", bardzo ułatwiają one przenoszenie rozpalonej kuchenki czy też wysypanie z niej żaru by rozpalić ognisko (wystarczy włożyć dwa kijki do dziurek).

Tak więc reasumując bardzo polecam tę kuchenkę mimo troszkę małego otworu przedniego. Jest bardzo ważną częścią mojego leśnego EDC, która nawet w mokre i wietrzne dni pozwala łatwiej rozpalić ten upragniony ogień. Wydawać by się mogło, że 65 zł za taką kuchenkę to dużo ale uważam, że jest warta swojej ceny i każdy powinien mieć taką kuchenkę.

środa, 10 września 2014

Improwizowanie- podstawa survivalu

Witajcie, w końcu nadszedł czas na stworzenie bloga i pierwszy post.

Dzisiaj poruszymy tak ważną kwestię jak improwizacja. Według mnie improwizacja jest najbardziej pożądaną umiejętnością survivalowców, ale zacznijmy od początku. Co oznacza to słowo? Słownik języka polskiego PWN mówi, że improwizacja to:

"1. wykonywanie czegoś, np. utworu muzycznego, bez przygotowania; też: rzecz tak powstała i wykonana
2. działania podejmowane bez przygotowania i planu; też: rezultat takich działań". 
 
Dobra definicja definicja, ale czym tak naprawdę ona jest w praktyce?
Otóż jest to umiejętność dostosowania dostępnych przedmiotów do potrzeb, radzenia sobie w sytuacjach do których nie jesteśmy gotowi.
Improwizacja- czyli jak oszczędzać

Na przykład będąc narażonym na atak dzikich zwierząt, zrobienie sobie improwizowanej broni. Wiadomo nóż to broń i zazwyczaj każdy z nas ma co najmniej jedno ostrze przy sobie, ale zdarzają się też sytuacje gdy nawet noża braknie. Co wtedy? Otóż trzeba pomyśleć co mamy czego możemy użyć jako broni. Mając kawałek linki i  jakiś kamień można zrobić dzidę z grotem. Natomiast gdy nie mamy nawet tego można rozpalić ogień i opalić kawałek ułamanego kija i naostrzyć o jakiś kamień lub ziemię, lub po prostu zrobić z niego pałkę. Zawsze to jakaś broń, która pomoże nam przetrwać.

Oczywiście ta umiejętność nie jest potrzebna tylko w takich ekstremalnych przypadkach ale też codziennie.
Ostatnio będąc na biwaku w lesie zapomniałem hamaka, na którym zamierzałem spać. I w takiej sytuacji pojawia się pytanie: Co mogę zrobić by się wyspać? Pierwsza myśl jaka mnie napotkała to posłanie z iglastych gałązek. Ale po co niszczyć przyrodę ja wykorzystam to tylko raz przez dwie noce a taka gałązka rosła dwa lata, po za tym strasznie upierdliwe jest zbieranie świerkowych gałązek. Tak więc myslałem dalej aż zauważyłem, że posiadam plandekę i poncho. Z plandeki i linki zrobiłem improwizowany hamak, a z poncho dach by deszcz na mnie nie padał.

Czemu improwizacja jest taka ważna?
Ponieważ ułatwia ci życie, czasami ci je uratuje czy tez po prostu pozwoli zaoszczędzić pieniądze.

Jak improwizacja ma ci pomóc w zaoszczędzaniu pieniędzy?
To proste, gdy kupisz przedmiot przystosowany do czegoś (głównie związanego z survivalem i turystyką) jest on drogi. Natomiast gdy kupisz przedmiot i włożysz trochę pracy by go dostosować do twoich oczekiwań zaoszczędzisz pieniądze.

Ja na przykład kupiłem sobie butelkę Nalgene (temat na zupełnie inny post), to firmowe kubki pasujące do niej ze składanymi rączkami i innymi bajerami kosztowały od 80 do 300zł (a niektórzy producenci zmienili wymiary swoich produktów tak, że potrafiły być za wąskie o 1 mm). Ja postanowiłem zaimprowizować i przystosować najtańszy kubek nierdzewny kupiony w hipermarkecie za 4,99zł.